"Hej, Przygodo!" to hasło zaczerpnięte z naszej ukraińskiej Przygody Krymskiej. "Hej, Przygodo!" - tylko tyle można powiedzieć, wybierając się na inny kontynent busem, który - ledwie odratowany i doprowadzony do jako-takiego ładu przez niezawodnego M., ma służyć za dom, walizkę, środek transportu i wszystko to, co jest potrzebne w trzytygodniowej podróży.
No to w Drogę!
No to w Drogę!
poniedziałek, 9 kwietnia 2012
Pożegnanie z Afryką
Tuż przed 10.00 zapakowano cały dobytek i ruszono w kierunku lotniska. To koniec afrykańskiej przygody. TEJ przygody, ponieważ - w związku z "Krówką" zaparkowaną w Gambii - mamy bazę wypadową do kolejnych przygód.
Nie do wiary, że za dwanaście godzin spotkamy się w Warszawie......
niedziela, 8 kwietnia 2012
Casablanca
Witaj cywilizowany świecie!
http://pl.wikipedia.org/wiki/Casablanca
Przybyli do hotelu, sponsorowanego przez Marokańskie Linie Lotnicze, które odwołały samolot, przez co powrót z wyprawy opóźnił się o kilka dni.
Dzisiejszy, podarowany dzień, D. poświęcił na odpoczynek w luksusie oraz zwiedzanie. Podobnie reszta ekipy. Luksus odpoczynku dla D. wygląda tak:
W szczególności zaś tak:
Ja zaś - w ramach małżeńskiej solidarności - obejrzałam sobie film - jakżeby inaczej - "Casablanka", który od prawie 20 lat szczerzył na mnie zęby z półki z napisem "klasyka - musisz to obejrzeć". Niezła okazja się trafiła, czemu z niej nie skorzystać? (film zaliczam do kategorii: "dlaczego zachwyca, skoro nie zachwyca?").
Potem szukaliśmy połączenia między Berlinem a Warszawą i już-już miałam przypięte wrotki, żeby jechać tam Landkiem, ale chyba udało nam się znaleźć samolot. Jutro się okaże. Jak wszystko pójdzie po naszej myśli, to jutro o tej porze będziemy już razem. I dobrze!
http://pl.wikipedia.org/wiki/Casablanca
Przybyli do hotelu, sponsorowanego przez Marokańskie Linie Lotnicze, które odwołały samolot, przez co powrót z wyprawy opóźnił się o kilka dni.
Dzisiejszy, podarowany dzień, D. poświęcił na odpoczynek w luksusie oraz zwiedzanie. Podobnie reszta ekipy. Luksus odpoczynku dla D. wygląda tak:
W szczególności zaś tak:
Ja zaś - w ramach małżeńskiej solidarności - obejrzałam sobie film - jakżeby inaczej - "Casablanka", który od prawie 20 lat szczerzył na mnie zęby z półki z napisem "klasyka - musisz to obejrzeć". Niezła okazja się trafiła, czemu z niej nie skorzystać? (film zaliczam do kategorii: "dlaczego zachwyca, skoro nie zachwyca?").
Potem szukaliśmy połączenia między Berlinem a Warszawą i już-już miałam przypięte wrotki, żeby jechać tam Landkiem, ale chyba udało nam się znaleźć samolot. Jutro się okaże. Jak wszystko pójdzie po naszej myśli, to jutro o tej porze będziemy już razem. I dobrze!
sobota, 7 kwietnia 2012
Banjul
Nie było łatwo przekroczyć granicę...Nie było łatwo przepłynąć promem na gambijską stronę rzeki Gambia - samochody weszły "na ścisk", do tego jeden z nich niebezpiecznie wystawał za burtę, co - mimo zapewnień personelu obsługującego prom, że "ok, ok" - budziło niepokój Ekipy. Fakt, za chwilę, na drugim brzegu, mieli zamiar rozstać się z samochodami, ale niekoniecznie od razu przez utopienie, wraz z dobytkiem.
Na szczęście udało się - późną nocą - dotrzeć do Banjul, odnaleźć polecany parking i przenocować - ostatni raz z samochodami.
Rankiem rozpoczęto proces pakowania i czyszczenia aut:
(nie, nie, to nie są muszelki, które wygrzebano z zakamarków i czeluści samochodów, to są tubylcze muszelki)
Nieopodal kempingu, krajobraz wygląda tak:
Także - można powiedzieć - auta zostaną porzucone w rajskich warunkach....
Ostatni, wieczorny rut oka na poczciwą Krówkę, która dzielnie i - niemal bezawaryjnie - dojechała do celu:
Nie dociera do mojej świadomości, więc muszę to napisać: mamy samochód zaparkowany w Gambii. Jest nasz. Wystarczy wsiąść w samolot i za parę godzin będziemy tam, gdzie Mućka. Wystarczy wsiąść do Krówki i - Afryka przed nami!
O 1.00 w nocy Towarzystwo odlatuje do Casablanki. Przez Gwineę (nigdy nie zrozumiem pomysłów linii lotniczych, ale z mojej znajomości geografii wynika, że Gwinea jest na południe od Gambii, zaś Casablanca na północ....). Potem do Berlina. A potem to już czymkolwiek do domu, byle szybko.
piątek, 6 kwietnia 2012
Safari i wjazd do Gambii
Znów ta sama sytuacja, jak w dniach poprzednich: ci, których nie zmęczył wieczór, mają okazję wyruszyć z samego rana na safari.
Safari, jak safari: prawie, jak nasze zoo - podgląda się zwierzaki zwiezione z całej Afryki, a nie bytujące w naturalnym środowisku.
Tudzież żyrafa przebiegająca przez drogę....
Trudno to sobie wyobrazić, ale po tym mostku przejechał samochód. Niejeden. I nie najmniejszy.
Każdy ma miskę przed nosem:
Krokodyle obserwuje się z bezpiecznej odległości:
Senegalskie krajobrazy:
I znów wybrzeże. Wygląda to trochę, jak statek w płytkiej kałuży, otoczony morzem śmieci...
Tuż przy granicy senegalsko-gambijskiej, w przydrożnym sklepie, Ekipa znajduje swojsko wyglądającą flagę:
A więc dojechali do kraju docelowego! Nie wiem, co prawda, czy WJECHALI, ale dojechali na pewno.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Gambia
Ostatnia rozmowa telefoniczna - mocno przerywana - odbyła się na granicy senegalsko-gambijskiej, pomiędzy rozlicznymi kontrolami. Było dość nerwowo, bo ze strzępków słów zrozumiałam: " na granicy....dużo czasu....narkotyki...nie wiem...". I bądź tu, człowieku, opanowany.
Kiedy już telefony postanowiły znów z nami współpracować, dowiedziałam się, że stoją już dość długo na granicy, bo są liczne kontrole, czeka ich jeszcze antynarkotykowa i nie wiadomo, ile to potrwa, zanim ich wpuszczą. Mam iść spać i czekać na sygnał jutro. Dobre sobie...do tego nie wiadomo, jaki telefon będzie w zasięgu...i czy w ogóle będzie.
czwartek, 5 kwietnia 2012
Gdzieś nad Atlantykiem
Rankiem, ci, których nie zmęczył poprzedni wieczór, przebudzeni szumem atlantyckich fal, porzucili przytulne moskitiery i wyszli na orzeźwiający spacer po okolicy:
Oprócz uroczych krajobrazowo miejsc, napotkali również urocze zwierzęta:
Które próbowali oswoić....
Mimo tego, że siodło nie wyglądało zbyt stabilnie i wygodnie....
Dali się namówić na przejażdżkę:
Kiedy reszta ekipy dojrzała do pobudki, wyruszono nad słone Jezioro Różowe
http://en.wikipedia.org/wiki/Lake_Retba
Obowiązkowo - jak w każdym miejscu, gdzie pojawiają się turyści, pod każdą szerokością geograficzną, natychmiast znajdują się również handlarze pamiątkami.
A potem w dalszą drogę, przez typowo afrykańskie, mało zorganizowane miasta i miasteczka.
Największe zaskoczenie: Dakar, jedno z miast powszechnie kojarzonych w Europie jako senegalska metropolia, w zasadzie niewiele różni się od mijanych wcześniej mieścin:
Wreszcie, późnym popołudniem, udało się dotrzeć do kempingu, którego właściciel Jean-Paul - Francuz - sam jest niezłym obieżyświatem i nawet na takiego wygląda:
Kemping Jeana-Paula jest luksusowy i leży nad samiutkim Atlantykiem:
Właściciel ma dość specyficzne podejście do przydomowego zoo oraz warunków, w jakich przebywają zgromadzone tam zwierzęta....Rodzi to protest i wywołuje dyskusje. Niestety, Jean-Paul, skądinąd całkiem sympatyczny, zupełnie nie potrafi zrozumieć, dlaczego małpom miałyby przeszkadzać łańcuchy, a krokodylowi ciasne więzienie.....Zdjęć zwierząt wklejać nie będę, w ramach protestu.
Wieczorem odbyły się spacery w podgrupach i refleksje o zaśmieceniu Afryki, konsumpcjonizmie - ogólnie: rozmowy o życiu.
Jutro ruszają na granicę z Gambią i będą starali się ją przekroczyć.
Oprócz uroczych krajobrazowo miejsc, napotkali również urocze zwierzęta:
Które próbowali oswoić....
Mimo tego, że siodło nie wyglądało zbyt stabilnie i wygodnie....
Dali się namówić na przejażdżkę:
Kiedy reszta ekipy dojrzała do pobudki, wyruszono nad słone Jezioro Różowe
http://en.wikipedia.org/wiki/Lake_Retba
Obowiązkowo - jak w każdym miejscu, gdzie pojawiają się turyści, pod każdą szerokością geograficzną, natychmiast znajdują się również handlarze pamiątkami.
A potem w dalszą drogę, przez typowo afrykańskie, mało zorganizowane miasta i miasteczka.
Największe zaskoczenie: Dakar, jedno z miast powszechnie kojarzonych w Europie jako senegalska metropolia, w zasadzie niewiele różni się od mijanych wcześniej mieścin:
Wreszcie, późnym popołudniem, udało się dotrzeć do kempingu, którego właściciel Jean-Paul - Francuz - sam jest niezłym obieżyświatem i nawet na takiego wygląda:
Kemping Jeana-Paula jest luksusowy i leży nad samiutkim Atlantykiem:
Właściciel ma dość specyficzne podejście do przydomowego zoo oraz warunków, w jakich przebywają zgromadzone tam zwierzęta....Rodzi to protest i wywołuje dyskusje. Niestety, Jean-Paul, skądinąd całkiem sympatyczny, zupełnie nie potrafi zrozumieć, dlaczego małpom miałyby przeszkadzać łańcuchy, a krokodylowi ciasne więzienie.....Zdjęć zwierząt wklejać nie będę, w ramach protestu.
Wieczorem odbyły się spacery w podgrupach i refleksje o zaśmieceniu Afryki, konsumpcjonizmie - ogólnie: rozmowy o życiu.
Jutro ruszają na granicę z Gambią i będą starali się ją przekroczyć.
Subskrybuj:
Posty (Atom)