"Hej, Przygodo!" to hasło zaczerpnięte z naszej ukraińskiej Przygody Krymskiej. "Hej, Przygodo!" - tylko tyle można powiedzieć, wybierając się na inny kontynent busem, który - ledwie odratowany i doprowadzony do jako-takiego ładu przez niezawodnego M., ma służyć za dom, walizkę, środek transportu i wszystko to, co jest potrzebne w trzytygodniowej podróży.
No to w Drogę!

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Saint Louis

 Kilka zdjęć z Rosso, którego nazwa po niniejszej wycieczce, dla jej uczestników będzie synonimem przedsionka piekieł....








Zdjęcia nie oddadzą tego poczucia beznadziei, zbędności, małej wartości ludzkiego życia....


Po mozolnych pertraktacjach z senegalskimi urzędnikami państwowymi, udało się przejechać bramę,



  wjechać do Senegalu i dotrzeć do Saint Louis.


Co prawda, okazało się, że Osiołek zabawi w mauretańskim warsztacie dłużej, niż zakładano, więc na granicę trzeba będzie jeszcze zawrócić i udowodnić panom celnikom, że "on ci nasz i z nami jest, wpuście i jego".


Ale najważniejsze jest to, że udało się wyruszyć z Piekła - Rosso. Dokądkolwiek, byle alej z tego strasznego miejsca....









 I Saint Louis!




 

Niespodziewanie D. znalazł sobie małą znajomą.....




...która - naturalnie - miała mamę. I tak powstało zdjęcie senegalskiej rodziny D.


Na przystani przed zachodem słońca:






Seria z kotem:



A na koniec sentymentalnie:


 D. zameldował się w hotelu, w centrum miasta, w związku ze swoim pogarszającym się samopoczuciem. Reszta Ekipy - za miastem na kempingu.

Na pół dnia straciliśmy kontakt telefoniczny: wczesnym popołudniem, tuż po informacji, że ruszają w kierunku Saint Louis, po dokonaniu formalności, że jest to nieco ponad 100km i odezwą się wkrótce z miasta. Do godziny trwała  23 cisza...po wysłaniu kilku smsów oraz wykonaniu kilku połączeń i wysłuchaniu pani o miłym głosie - acz kompletnie niezrozumiałym języku - zaczęłam wpadać w panikę.

W końcu, 23.30 - telefon z długaśnego, całkiem obcego numeru - D.z nowozakupionej karty senegalskiej! Okazało się, że smsy nie dochodzą w żadną stronę, T-mobile tam nie działa (???), marokańska karta również przestała - mimo tego, że pokazuje zasięg - D. też się denerwował, że nie dzwonię, tak samo, jak ja się denerwowałam, że straciłam kontakt.

 (na marginesie - czemu się dziwić, że T-mobile nie działa, skoro pan na infolinii, nagabywany przeze mnie na okoliczność cennika połączeń z Senegalem, zapytał, czy to w Unii Europejskiej, a potem dwa razy kazał powtórzyć nazwę MIASTA - potem włączył mi muzyczkę i poszedł SZUKAĆ, po chwili wrócił z pretensją: "a co mi pani nie mówi, że to w Afryce???")





2 komentarze:

  1. niesamowicie piękna ta Senegalka

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdyby pan z infolinii chodził do LO, miałby wiedzę krzyżówkową i przez to nie edukowałabyś się muzycznie, a tak, spa w słuchawce :)

    A.

    OdpowiedzUsuń