"Hej, Przygodo!" to hasło zaczerpnięte z naszej ukraińskiej Przygody Krymskiej. "Hej, Przygodo!" - tylko tyle można powiedzieć, wybierając się na inny kontynent busem, który - ledwie odratowany i doprowadzony do jako-takiego ładu przez niezawodnego M., ma służyć za dom, walizkę, środek transportu i wszystko to, co jest potrzebne w trzytygodniowej podróży.
No to w Drogę!

czwartek, 22 marca 2012

Na Czarnym Lądzie

Nocleg na kempingu, tuż pod The Rock.






Potem chwila na angielskiej ziemi ("God save the Queen") i zaokrętowanie na prom.





Oddalający się brzeg rodzimego kontynentu:







Na promie bujało, ale i tak było fajnie.

Dobili do brzegów Afryki ok. 14.00.




 Z pozoru nie widać tej Afryki, nic się nie zmienia w krajobrazie, po zjechaniu z promu:

Hiszpania europejska:




Hiszpania afrykańska:



Jednak wprawny obserwator zauważy różnice:





ok. 15.30 sms poinformował, że przekraczają granicę z Marokiem i że jest "SAJGON" - cokolwiek by to znaczyło -  smsy jednak mało mówią o życiu.

(potem okazało się, że były problemy z kolegą, który wymyślił sobie fotki na tle  przejścia granicznego, za co został na krótko zatrzymany przez stosowne służby oraz problemy z ustaleniem właściciela Osiołka, który w pośpiechu nie został przerejestrowany po kupnie)

tuż po 16.00 kolejny sms: "jesteśmy w Maroku! gorąco, tłoczno, głośno, ale fajnie"

20.00 "ciągle jedziemy. za godzinę dojedziemy i napiszę więcej"

21.08 "jest ok. Dojechaliśmy na camping. Jest bardzo wysoko, ale to urocze miejsce. Dość drogie telefony i smsy."

W krótkiej rozmowie dowiedziałam się, że jutro w miasteczku zostaną zakupione lokalne karty telefoniczne - wszak w Maroko mają spędzić kilka dni i na pewno nie będzie opłacało się korzystać z polskich. "Krówka" spisała się dzielnie na podjazdach, trzeba tylko przejrzeć zawieszenie i sterowanie w jakimś miejscowym warsztacie.  Pozostałe samochody też dzielnie, chociaż Osioł coraz bardziej daje znaki, że pilnie potrzebuje wizyty u specjalisty. Na pewno jakiś się znajdzie.

Miasteczko noclegowe nazywa się  Chefchaouen.

http://en.wikipedia.org/wiki/Chefchaouen

(dla nie-anglojęzycznych: po lewej stronie można przełączyć sobie język, włączyłam w angielskim, bo było więcej zdjęć)

Pierwsza noc pod afrykańskim niebem. Pierwsze wrażenie: czy tutaj mają więcej gwiazd, niż u nas?

5 komentarzy:

  1. Wprawny obserwator widzi różnice między Ceutą a Hiszpania kontynentalną, bo sam płynął do Maroka ta samą drogą :) Super!!

    OdpowiedzUsuń
  2. :)gratulacje dla wprawnego obserwatora od podróżniczego laika.....
    pogadamy w listopadzie ;) albo i nie.....

    OdpowiedzUsuń
  3. hehe, bardzo chętnie, ale moja stopa raczej na marokańskiej ziemi się nie postawi. Tetuan mnie pokonał. Jak wrócilam z Afryki do Europy to całowalam ziemię niczym JPII :D

    OdpowiedzUsuń
  4. A najgorsze bylo przejście graniczne do Maroka z Ceuty własnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. ja pisałam, że "pogadamy w listopadzie", bo ja jadę w tamtym kierunku
    chociaż tym razem będzie to raczej bardziej południe, niż Maroko
    ale do Maroko mnie ciągnie, oj, ciągnie....jeszcze bardziej po opowieściach D. i fotkach
    a co Ci się nie podobało?

    OdpowiedzUsuń