okazało się, że Afryka Afryką, ale zmarznąć tu można.....
i szybko zostało ustalone, że odpala tylko jeden bus: NASZ! Reszta milczy. Jakimś sposobem udało się jednak dotrzeć do miasteczka, któremu poświęciłam osobną notkę, ponieważ jest urocze.
Dość wnikliwie zwiedzono nie tylko samo miasto, ale i pobliski warsztat:
(niektórzy bardzo wnikliwie zwiedzali)
gdzie uporano się z problemem i ruszono w drogę - pod górę i z góry. Prędkość podróżna: 40 km/h.
Miejscowi machali i pozdrawiali karawanę busów, byli bardzo przyjacielscy. A najbardziej przyjaźnie nastawieni byli handlarze "najlepszym towarem" - jest to raj dla wszystkich nałogowców: łatwo kupić dowolny środek odurzający. W związku z tym, że Ekipa składała się głównie z busów, handlarze często brali uczestników za hipisów - swoich potencjalnych klientów.
Droga przez góry Atlas:
Wieczorem Ekipa dotarła do Fezu - udało się nabyć miejscową kartę telefoniczną. Chwilę porozmawialiśmy. Dotarli dużo później, niż zakładali - Góry Atlas nie są najłatwiejszym terenem do pokonania przez wiekowe busy. Pospacerowano po mieście, przeżyto kontakt ze społecznością lokalną, zjedzono miejscowe przysmaki (kuskus z dodatkami).
Po noclegu na campingu zapadnie decyzja, czy jutro odbędzie się dłuższe zwiedzanie, czy tylko krótki rzut oka na miasto - i w drogę.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Fez
Są 3770km od domu i 3470km od celu.
Połowa drogi za Wyprawą. Teoretycznie.
Fakt, Przygoda dopiero się zaczyna, bo teraz dopiero Ekipa zwolni i będzie spędzać czas na zwiedzaniu, a nie uciekaniu przed zimnem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz