"Hej, Przygodo!" to hasło zaczerpnięte z naszej ukraińskiej Przygody Krymskiej. "Hej, Przygodo!" - tylko tyle można powiedzieć, wybierając się na inny kontynent busem, który - ledwie odratowany i doprowadzony do jako-takiego ładu przez niezawodnego M., ma służyć za dom, walizkę, środek transportu i wszystko to, co jest potrzebne w trzytygodniowej podróży.
No to w Drogę!

środa, 16 stycznia 2013

w Europie

Rankiem, po wylądowaniu we Frankfurcie mamy to, czego się spodziewaliśmy - śnieg, chłód i ciemność. No, i bary oraz kawiarnie co krok, na wyciągnięcie ręki
Samochody czekają grzecznie - mimo zimowych warunków, odpalają bez problemu. Ruszamy w drogę.
Na pierwszym postoju, jeszcze na terenie Niemiec, okazuje się, ze nasz dzielny "bus europejski" źle zniósł osamotnienie - mamy zepsuty rozrusznik, albo coś w tym rodzaju. W każdym razie - odpalanie jest możliwe wyłącznie "na popych". Staramy się więc unikać postojów, zmieniamy się za kierownicą przy włączonym silniku.
Wjazd do Polski witamy entuzjastycznie (chociaż niektórym udaje się przespać tę ważką chwilę).
Zatrzymujemy się na swojskie, stacyjne hot-dogi. Samochód chyba rozumie, że jest już w kraju, bo odpala bez zarzutu.
Dziwi nas, że niebo jest szare od rana, podświadomie czekamy cały czas  na wschód słońca. Okazuje się, że ono zamierza wkrótce...zajść, bowiem jest godzina 15.30. Czy na Północy nie ma dnia?
I tak cały dzień spędziliśmy w drodze, nawet nie mając świadomości, że aż tak szybko płynie czas - ciężej będzie przywyknąć do braku światła, niż zimowych temperatur....
Postój w poznańskim McDonaldsie. Wracamy do cywilizowanej, fastfoodowej rzeczywistości. Komisyjnie, w celach porównawczych, wypita zostaje cola - jednogłośnie stwierdzamy, że nie nadaje się do spożycia, z powodu zbyt dużej ilości cukru.
Spotykamy się z przedstawicielami grupy, która lada dzień pojedzie zdobywać Afrykę, z pomocą naszych busów. Odpowiadamy na ich pytania i wątpliwości - i zazdrościmy, że to nie my szykujemy się do wyjazdu.
Potem żegnamy Martina z Asią, którzy jadą na północ. Następny odłącza się Mirek, zmierzający na południe. W końcu i Jarek opuszcza naszego busa.

Do domu docieramy - bez przygód - około 22.00. To koniec naszej afrykańskiej wyprawy zapoznawczej.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz